poniedziałek, 24 listopada 2014

WAŻNE JEST TO GDZIE I KIEDY SIĘ RODZIMY- PROBLEM GŁODU

Ważne jest to gdzie i kiedy się rodzimy. Miejsce i czas determinują w znacznej mierze jak żyjemy, kim zostaniemy.


 

Dobrze by było gdyby świat był sprawiedliwy, albo chociaż miał szanse żeby być, ale jest to jedynie marzenie, świat nie jest i nigdy nie był sprawiedliwy. Na jakie życie mogą liczyć dzieci urodzone w Etiopii?? Jakie mają szanse ich rówieśnicy z Norwegii?? Często nurtuje mnie problem głodu na świecie, marnowanie jedzenia, przejadania się, narzekania dzieci przy jedzeniu, ludzi w hipermarketach pchających zawalone kosze zakupowe- zwłaszcza teraz w okresie świątecznym, te wszystkie programy kulinarne- w Europie tyle się je, tylko się mówi o jedzeniu (co zjeść, jak wysmażyć, ile kalorii, czy jedzenie jest "eko"), czasami mam wrażenie, że życie niektórych ludzi orbituje od tego co będzie na śniadanie do obiadu, a potem może "coś słodkiego" i co na kolacje, bądź bieganie po sklepach ekologicznych i szukanie nowości. Zaznaczam, iż nie krytykuje ludzi, którzy tak robią tylko dziwi mnie skala zainteresowania jedzeniem. 1 mld ludzi na świecie głoduje- oni nie myślą co tylko czy w ogóle mama będzie mogła dać coś swoimi dzieciom w ciągu dnia.  Dobrze my mamy w Polsce, w Europie- nie głodujemy, możemy liczyć na pomoc czy to socjalną, kościół,  zaś 1 mld ludzi nie może liczyć na nikogo. Według UNICEF w  Sudanie Południowym bez pomocy natychmiastowej 50.000 tys. umrze!!! Bardzo mnie poruszają problemy świata, staram się pomagać potrzebującym, szanuję ludzi, którzy naprawdę pomagają tym co naprawdę potrzebują, jednym z moich działań jest uświadamianie własnym dzieciom o problemie, o nie marnowaniu jedzenia, mówienia im wprost, że na świecie są dzieci, które nie mają co zjeść, żeby żyły w świadomości, iż na świecie są ludzie naprawdę potrzebujący, dlatego  Zuzanka po pobycie na Filipinach widziała, że dzieci jedzą głównie ryż i szanują jedzenie, jedzą wszystko, i ten widok jej przypominam jak zaczyna kręcić nosem przy jedzeniu. Oczywiście, w Polsce też możemy spotkać się z niedożywieniem dzieci- ale to jest wina nieudolności rodziców, którzy mają szanse podejść gdzieś po pomoc. Tylko o ile w Polsce dziecko niedożywione to takie, co nie zje ciepłego posiłku to w innym kraju to dziecko, które nic nie zje przez cały dzień.  Rok temu polska fundacja  "Maciuś" opublikowała własne badanie, z którego wynika, iż w Polsce 800 tys. dzieci cierpi na głód. Kiedy wczytamy się krytyczniej w badanie odnajdziemy, iż badanie zostało przeprowadzone  na dzieciach w klasie 1-3, który w Polsce w 2013 roku było 100 tyś, reszta 700 tyś dzieci (0-18 lat) została uogólniona na cała resztę nieletniej populacji, zapewne w celu wywołania "afery głodowej" w Polsce. Oczywiście można się domyślić po co owa fundacja chciała rozgłosu.

Kiedy się tak zastanawiam to myślę czy znam rodzinę, która głoduje. Znam mnóstwo, co maja problem z finansami ( głównie kredyty hipoteczne, bądź wydatki związane ze zdrowiem), ale czy głodują to nie.

 

 

Problem głodu jak każdy z nas wie, iż występuje głównie w Afryce i w Południowo-Wschodnia Azja.

Jakiś czas temu oglądałam dokument o marnowaniu jedzenia i była mowa o Brazylii.Matka opowiadała, iż kiedy nie ma co podać dzieciom wieczorem, wrzuca  kamienie i udaje, że gotuje czekając, aż dzieci zasną. Czy my matki polskie wyobrażamy sobie taka sytuacja, że nawet nie jesteśmy w stanie kupić dziecku bułkę lub ziemniaki??? Również w tym dokumencie była bardzo ciekawa kwestia dotycząca otyłości w Ameryce (co nie jest nowością), ale kwestia iż część dzieci mieszkające w biednych dzielnicach nigdy nie jadło owoców i warzyw, po prostu nie są one sprzedawane w niektórych dzielnicach. W sklepikach są tylko słodkie napoje, cukierki itp. Kolejną ciekawostką jest to w tych najbiedniejszych dzielnicach na każdym rogu jest fast food- mac, pizza, kfc itp.  Zastawiam się czy to wynika, iż ludzie uboższy wydadzą więcej na jedzenie fast food, bo nie stać ich na lepsze jedzenie czy mają mniejszą świadomość.

Kiedy słyszę od kogoś "A co będzie na obiad, głodny jestem bądź umieram z głodu (gdyż widzę w myślach dzieci umierające z głodu- jest to straszna śmierć!!-trwa do 6 tygodni- organizm pozbawiony jedzenia glukozy, zaczyna ją wytwarzać z zasobów tłuszczowych)" irytuje się i mówię, że po co tak mówić, idź do sklep, ugotuj i już, po co tyle mówić o jedzeniu, kiedy jest one wszędzie. Niedługo święta, szał zakupowy i znów mnóstwo jedzenia do wyrzucenia- nigdy tego nie zrozumie, czy nie można kupić normlanie tyle ile się zje? Ale nie tylko od święta tak jest robione, cały czas jest wyrzucone jedzenie, czy nie można kupić kilka plastrów sera czy wędliny, kilka bułek, 4 jabłka itp. żeby nie musieć wyrzucać....  ( i również marnować swoje pieniądze) to nie jest trudne, tylko trzeba się oprzeć "żądzy kupowania" i jak najwcześniej nauczyć tego dzieci.

Problemem jest u nas, że dziecko nie zjadło, lata się za nim, przeżywa co i ile zjadło itp. tylko może w końcu uświadomić sobie, iż nasze dziecko nie zagłodzi się, przyjdzie lub da znać jak zgłodnieje, nic złego mu się stanie. Dajmy sobie spokój z tym jedzeniem....dzieci są hedonistyczne- nie zrobią sobie krzywdy w tej kwestii....

 

Pamiętajmy, kiedy stoimy przy kasie z pełnym koszykiem o tych mamach, które tak jak my kochają własne dzieci, jak muszą znosić płacz swoich dzieci z głodu i udają, że gotują im kolacje, a w garnku są same kamienie- odłóżmy wtedy z koszyka to czego tak naprawdę  nie potrzebujemy......





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz