wtorek, 5 maja 2020

MACIERZYŃSTWO KONTRA KORONAWIRUS

Już 2 miesiące "siedzenia" w domu. Dziś czytałam artykuł, że 66 dni wystarczy, aby wpaść w nową rutynę dnia. Jak wam idzie?...Ja mam teraz poczucie, iż faktycznie powoli się przyzwyczajam do nowego porządku dnia, ale zapewne niedługo trzeba będzie znów wdrożyć się w "normalny system".
Szczerze mówiąć to szokoła online i walka z M.Teams to rytaulne doznania około godziny 10. Sama musiałam spędzić trochę czasu, zanim opanowałam sztukę obsługi tej aplikacji. Jednak szalone tępo edukacjyjne do tej pory nie okreśiło, gdzie mają dzieci wysyłać pracę. I broń Boże nie winie nauczycieli, bo oni muszą siedzieć i tworzyć lekcje online, sprawdziany i nadążać za nowymi wytycznymi. Sama do tej pory pomagając wysyłać zadanie domowe Zuzi i Józia wysyłam w każdej miejsce, a to na skrzynkę szkolną, a to w systemie M.Teams, a to może na Drive Google a i jeszcze był po drodze we-podręcznik...aby tylko doszło.

Jest to momentami śmieszne i frustrujące, zapchane skrzynki nauczycieli i wracające emaile.Jak jedna wielka korporacja szkolna :)  Jednak jest to czas inny, ciekawy, zamknięci szukamy rozrywek w domu, gry planszowe, przemeblowania, nowe aranżacje pokoju (Zuzia zrobiła ich killka w ciągu miesiąca, bywały poranki i wieczory, że pokój był inny ), malowanie, rysowanie i oczywiście tablet, komóra jak i xbox, do którego sama też wieczorami zasiadałam zwłaszcza z Józiem.

Główną naszą atrakcją stało sie planowanie posiłków...hehe...co zawsze było dość spontaniczne...teraz jedzienie stało się celem dnia....ustalone,że co 3 dni zamawiamy coś...każdo razowe każdy wybiera rodzaj kuchni.

Na początku największy problem to zawyżona dawka energii niespożytej...więc było bieganie, kids fitness z youtube, zamontowaliśmy huśtawkę (zrobioną z koca i pasów judo), na zakończenie "obaw" przed zawyżoną dawką energii postawiłam na zakup trampoliny...idealne rozwiązanie, skaczą, śpia na niej, psy mają też legowisko....multifunkcyjny sprzęt....balkon stał się "wyjściem na spacerownik", położyliśmy materac i był piknik :)






Na szczęscie nudy za bardzo nie ma, gdyż lekcje stanowią pół dnia, kolejne pół dnia stanowi jedzenie, gotowanie i sprzątanie i znów gotowanie i sprzątanie plus rozwiązywanie konfiktów... I rozmawianie, co zrobimy jak można będzie wyjść swobodnie...z kim się spotkamy itd...

Pierwsze możliwe wyjście na dwór...Poszliśmy na rolki, ja zapomniałam jak się jeździ, więc bardziej stałam, zaś moja wspaniała trójca jeździłam jak szalona, oni na rolkach, Zosia na rowerku biegowym. Taka radość...zawsze jak siedzimy w domu, myślę o tych rodzicach, zamniętych z dziećmi w szpitalach, domach z różnych powodów, jak wyjście na dwór, poczucie "słońca " na policzku jest jak cud.

Przez 6 tygodni jednen sklep staonowił moje stałe miejsce zakupowe, bo najbliżej...jak poszłam przed świętami do innego sklepu-większego-miałam taki uśmiech , że hoho, ale nie było widać, maseczka chroniła mój wielką radość. Czułam się tak dziwnie, że aż się zastanawiałam co mi jest. Nie przywiozuję większej uwagi do zakupów, kupuje co jest potrzebne, ale wtedy zmiana miejsca i większa ilość osób jednak wprawiło mnie w pozytywny nastrój. Ciekaw czy tak inni mieli? Czy może czas kwaranatny sprzyja wyobcowaniu ...ciekawe...zapewne, będą lub już robią jakieś badania, jak ten czas pandemi wpłynął na psychikę ludzkości.

Dzieci- moje cierpią z powodu braku kontaktu z rówieśnikami, teraz już mają zminimalizowany ale jakiś jest kontakt- ale są szcześliwe...jednak brak czegoś i powrót do normalności jest też dobrym czasem...zaczynamy doceniać "proste rzeczy".


Wydaje mi się, że dzięki kwarantannie mój pęd się uspokoił co do zaspakania potrzeb dzieci, żeby z nimi gdzieś wyjść, tu coś wymyśleć....dało mi to do myślenia, że nie muszę tak ciąglę czegoś oragnizować, bo oni w domu też mogą coś porobić fajnego...

Zocha śpi właśnie, Józio ogląda coś, Zuza rozmawia z koleżanką i jest tak spokojnie...tak dziwnie spokojnie... i miło.

Oczywiście, na początku siedzenie w domu budziło frustrację nas wszystkich...wdrażanie się zajeło nam 2 tygodnie...na początku było to jak wakacje domowe, nawet frajda, potem stało się męczące, bo weszły obowiązki lekcyjne, chaos, organizacja, trzeba więcej pracy samodzielnej plus jeszcze zapewnie jakiejś rozrywki w ciągu dnia dla wszystkich...śmieszny okres w życiu z perspektywy zamknięcia w domu z dziećmi...ale w każdej sytuacji można znaleźć jakaś "naukę życia"....




A jak u was? Jak dajecie radę ? Pozdrawiam serdecznie Paulina-mama Zuzi, Józia i Zosieńki