poniedziałek, 24 listopada 2014

WAŻNE JEST TO GDZIE I KIEDY SIĘ RODZIMY- PROBLEM GŁODU

Ważne jest to gdzie i kiedy się rodzimy. Miejsce i czas determinują w znacznej mierze jak żyjemy, kim zostaniemy.


 

Dobrze by było gdyby świat był sprawiedliwy, albo chociaż miał szanse żeby być, ale jest to jedynie marzenie, świat nie jest i nigdy nie był sprawiedliwy. Na jakie życie mogą liczyć dzieci urodzone w Etiopii?? Jakie mają szanse ich rówieśnicy z Norwegii?? Często nurtuje mnie problem głodu na świecie, marnowanie jedzenia, przejadania się, narzekania dzieci przy jedzeniu, ludzi w hipermarketach pchających zawalone kosze zakupowe- zwłaszcza teraz w okresie świątecznym, te wszystkie programy kulinarne- w Europie tyle się je, tylko się mówi o jedzeniu (co zjeść, jak wysmażyć, ile kalorii, czy jedzenie jest "eko"), czasami mam wrażenie, że życie niektórych ludzi orbituje od tego co będzie na śniadanie do obiadu, a potem może "coś słodkiego" i co na kolacje, bądź bieganie po sklepach ekologicznych i szukanie nowości. Zaznaczam, iż nie krytykuje ludzi, którzy tak robią tylko dziwi mnie skala zainteresowania jedzeniem. 1 mld ludzi na świecie głoduje- oni nie myślą co tylko czy w ogóle mama będzie mogła dać coś swoimi dzieciom w ciągu dnia.  Dobrze my mamy w Polsce, w Europie- nie głodujemy, możemy liczyć na pomoc czy to socjalną, kościół,  zaś 1 mld ludzi nie może liczyć na nikogo. Według UNICEF w  Sudanie Południowym bez pomocy natychmiastowej 50.000 tys. umrze!!! Bardzo mnie poruszają problemy świata, staram się pomagać potrzebującym, szanuję ludzi, którzy naprawdę pomagają tym co naprawdę potrzebują, jednym z moich działań jest uświadamianie własnym dzieciom o problemie, o nie marnowaniu jedzenia, mówienia im wprost, że na świecie są dzieci, które nie mają co zjeść, żeby żyły w świadomości, iż na świecie są ludzie naprawdę potrzebujący, dlatego  Zuzanka po pobycie na Filipinach widziała, że dzieci jedzą głównie ryż i szanują jedzenie, jedzą wszystko, i ten widok jej przypominam jak zaczyna kręcić nosem przy jedzeniu. Oczywiście, w Polsce też możemy spotkać się z niedożywieniem dzieci- ale to jest wina nieudolności rodziców, którzy mają szanse podejść gdzieś po pomoc. Tylko o ile w Polsce dziecko niedożywione to takie, co nie zje ciepłego posiłku to w innym kraju to dziecko, które nic nie zje przez cały dzień.  Rok temu polska fundacja  "Maciuś" opublikowała własne badanie, z którego wynika, iż w Polsce 800 tys. dzieci cierpi na głód. Kiedy wczytamy się krytyczniej w badanie odnajdziemy, iż badanie zostało przeprowadzone  na dzieciach w klasie 1-3, który w Polsce w 2013 roku było 100 tyś, reszta 700 tyś dzieci (0-18 lat) została uogólniona na cała resztę nieletniej populacji, zapewne w celu wywołania "afery głodowej" w Polsce. Oczywiście można się domyślić po co owa fundacja chciała rozgłosu.

Kiedy się tak zastanawiam to myślę czy znam rodzinę, która głoduje. Znam mnóstwo, co maja problem z finansami ( głównie kredyty hipoteczne, bądź wydatki związane ze zdrowiem), ale czy głodują to nie.

 

 

Problem głodu jak każdy z nas wie, iż występuje głównie w Afryce i w Południowo-Wschodnia Azja.

Jakiś czas temu oglądałam dokument o marnowaniu jedzenia i była mowa o Brazylii.Matka opowiadała, iż kiedy nie ma co podać dzieciom wieczorem, wrzuca  kamienie i udaje, że gotuje czekając, aż dzieci zasną. Czy my matki polskie wyobrażamy sobie taka sytuacja, że nawet nie jesteśmy w stanie kupić dziecku bułkę lub ziemniaki??? Również w tym dokumencie była bardzo ciekawa kwestia dotycząca otyłości w Ameryce (co nie jest nowością), ale kwestia iż część dzieci mieszkające w biednych dzielnicach nigdy nie jadło owoców i warzyw, po prostu nie są one sprzedawane w niektórych dzielnicach. W sklepikach są tylko słodkie napoje, cukierki itp. Kolejną ciekawostką jest to w tych najbiedniejszych dzielnicach na każdym rogu jest fast food- mac, pizza, kfc itp.  Zastawiam się czy to wynika, iż ludzie uboższy wydadzą więcej na jedzenie fast food, bo nie stać ich na lepsze jedzenie czy mają mniejszą świadomość.

Kiedy słyszę od kogoś "A co będzie na obiad, głodny jestem bądź umieram z głodu (gdyż widzę w myślach dzieci umierające z głodu- jest to straszna śmierć!!-trwa do 6 tygodni- organizm pozbawiony jedzenia glukozy, zaczyna ją wytwarzać z zasobów tłuszczowych)" irytuje się i mówię, że po co tak mówić, idź do sklep, ugotuj i już, po co tyle mówić o jedzeniu, kiedy jest one wszędzie. Niedługo święta, szał zakupowy i znów mnóstwo jedzenia do wyrzucenia- nigdy tego nie zrozumie, czy nie można kupić normlanie tyle ile się zje? Ale nie tylko od święta tak jest robione, cały czas jest wyrzucone jedzenie, czy nie można kupić kilka plastrów sera czy wędliny, kilka bułek, 4 jabłka itp. żeby nie musieć wyrzucać....  ( i również marnować swoje pieniądze) to nie jest trudne, tylko trzeba się oprzeć "żądzy kupowania" i jak najwcześniej nauczyć tego dzieci.

Problemem jest u nas, że dziecko nie zjadło, lata się za nim, przeżywa co i ile zjadło itp. tylko może w końcu uświadomić sobie, iż nasze dziecko nie zagłodzi się, przyjdzie lub da znać jak zgłodnieje, nic złego mu się stanie. Dajmy sobie spokój z tym jedzeniem....dzieci są hedonistyczne- nie zrobią sobie krzywdy w tej kwestii....

 

Pamiętajmy, kiedy stoimy przy kasie z pełnym koszykiem o tych mamach, które tak jak my kochają własne dzieci, jak muszą znosić płacz swoich dzieci z głodu i udają, że gotują im kolacje, a w garnku są same kamienie- odłóżmy wtedy z koszyka to czego tak naprawdę  nie potrzebujemy......





piątek, 14 listopada 2014

SŁUŻBA ZDROWIA W RÓŻNYCH KRAJACH: POLSKA, SINGAPUR, TAJLANDIA, MALEZJA I IZRAEL

Dzisiejszy post został zainspirowany ostatnimi wydarzeniami dotyczącymi zdrowia naszego Ziutka. Krążenie od jednego lekarza do drugiego i co najgorsze dalej nic nie wiadomo doprowadziło mnie ostatnio do lekkiego rozdrażnienia plus oczywiście każdy inne leki, które kosztują ze hoho i to nie wynika z jakiegoś skąpstwa z mojej strony, ale z krytycznego rozważania  czy Ziutkowi te leki pomagają, czy są realnie potrzebne??


Polska


We wrześniu Ziutek trafił na oddział Alergologii Dziecięcej we Wrocławiu,
bo miał problem z oddychaniem. Oczywiście wcześniej przed tym incydentem byłam u 3 lekarzy- Alergologów we Wrocławiu- zawsze chodzę do kilku jeśli jest to możliwe-każdy z nich dał inne krople do nosa , inny syrop na alergie i kazał przyjść do kontroli - byli to i lekarze na NFZ jak i prywatnie. Ogólnie pod koniec sierpnia, a zaczęłam go diagnozować od kwietnia nic nie wiedziałam, Józeczek dalej kaszlał i więcej był chory, niż zdrowy. Chciał bym tu zaznaczyć, iż jestem dość mocno przeciwna pakowania dzieciom jak i dorosłym zbędnych leków więc dostawał minimum lekarstw. I tak oto cudne zalecania lekarzy spowodowały, iż Ziut 1 września trafił do szpitala. Pediatra rejonowa nie chcą, aby doszło do podduszenia, gdyż ona nie słyszała zmian w płucach jak i oskrzelach, dała skierowanie do szpitala, z zaznaczeniem  "okołopłuce zapalenie" czy coś w tym stylu, nic innego nie mogła znaleźć w nazewnictwie w systemie, aby mieć powód wysłania  do szpitala.  I pojechaliśmy, kolejka to jedno- ale no trudno nie tylko moje dziecko chore, ale co mnie od początku zdziwiło, pani Ordynator w Izbie Przyjęć nawet go nie zbadała przepisała, to co Pediatra napisała na skierowaniu i hop na oddział od razu. Od progu przywitała mnie "anty-uprzejmość" jednej z pielęgniarek, z która toczyłam boję o normalność podczas całego pobytu w szpitalu. Po jakimiś czasie, po ulokowaniu nas w sali, gdzie okazało się, iż muszę posiadać własne łóżko, przyszła  lekarka, zbadała i stwierdzała zapalenie płuc teraz włączam myślenie- co do warunków polskich- czy młoda lekarka mogła się zasugerować opinia Pani Ordynator , a może miała inną opinię, ale przecież nie wolno się sprzeciwiać. Zwariować można, ale zgodziłam się na leczenie Ziutka. Kolejne 2 tygodnie w szpitalu to jak bitwa z personelem. Na pierwszy ogień lekarka prowadząca i moje pytania jakie leki bierze Józek i w jakich dawkach, łaskawie dostałam odpowiedź i to tak szybko zostały wypowiedziane nazwy leków, chyba po to żebym nie zapamiętała. Jak wcześniej prosiłam pielęgniarkę o informację jakie leki będą to spotkałam się ze zdaniem do prowadzącej mnie lekarki "Tu mama chyba się zna na lekach i chce wiedzieć"....oczywiście z ironią, zagotowałam się odpowiedziałam ze po prostu chce wiedzieć ( JEST TO JEDNO Z PRAW PACJENTA). Józeczek został naszpikowany lekami, przez 3 dni prawie nie chciało mu się ruszać, dostawał 3 razy dziennie syrop uspakajający. Znam ten lek, sama mu podaje ale wyłącznie raz dziennie wieczorem więc po 3 dniach powiedziałam, że nie będę mu dawałam tyle syropu i tylko wieczorem . Oczywiście opór jak zwykle od strony personelu, to brałam lek ale nie dawałam. Po co szpikować tak dziecko skoro nie ma potrzeby, po 3 dniach okazało się, że we własnym zakresie muszę mu poddawać osłonę. Przez 2 dni nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się o wyniki Józka, w końcu jak przyszła lekarka prowadząca do nas, zamknęłam drzwi do sali i zalałam ją falą pytań (wcześniej zapisałam je ), zapisywałam co mi mówi. Byłam upierdliwa, ale inaczej się da, jest się zbywanym. Kolejna historia z "afer" szpitalnych- Józek dostał uczulenia na dłoniach i stopach- była to początkująca grzybica- przyszła do nas lekarka z oddziału, której głównym zadaniem było pukaniem w telefon i zdiagnozowała "wysypkę bostońską", a ja jej mówię, że Józio już miał i to nie wygląda jak bostońska. Oczywiście znów opór i  jesteśmy do dnia następnego odizolowanie od reszty.  Następnego dnia przychodzi inna lekarka i mówi, że przejdzie. Ja jej mówię, że to grzybica i słyszę: "Maść z witaminą A wystarczy, zawsze tak jest", no to dobrze kupiłam witaminą A z nadzieją, że pomoże. Następna "afera" szpitalna- brak miejsca dla dzieci- tylko sale i korytarz- dzieci w różnym wieku od niemowląt do 10 latka więc mamy otwierały swoje sale i wypuszczały wszystkie dzieciaki, a tu były klocki, a tu leciała bajka na komputerze i korytarz - miejsce zaklęte, ale jedyne żeby pograć piłką lub pobiegać i się zaczęło. Kiedy Ziutek już nabrał się zaprzyjaźnił się z chłopcem Wojtusiem i obydwoje z temperamentem biegali i grali w piłką, oczywiście personel kręcił nosami- nie cały ale można by ująć, ż 70 % było niezadowolonych, to już słychać było, "To nie plac zabaw, tu nie można", dobra, więc Mamusie z dziećmi przeniosły się do sal i dzieci skakały po materacu w jednym z pokoi i weszła pielęgniarka "ta najgorsza z najgorszych" i do mnie, że to nie może być, więc jej tłumaczę na spokojnie, iż na korytarzu nie, to gdzie dzieci mają się pobawić???. A ona, że jak mi jest tak dobrze być w sali z kimś innymi, to ona zaraz mnie tu przeniesie i wtedy się we mnie przelało. Usłyszała ode mnie "Czy to jest jakaś kolonia karna? Bo mnie straszy, że ciągle się wszystkich czepia,  ze jest tak niemiła osobą, iż niech sobie w końcu to uświadomi", jej reakcja jeszcze bardziej mnie zirytowała, gdyż nagle po 2 dniach przypomniało jej się, że Józek ma "wysypkę bostońska" więc jej odpowiedziałam,"Proszę iść się zorientować, co dolega dziecku, które jest niby "pod dobrą opieką" pani, a nie mnie tu znów szantażować" Cała "afera" skończyła się na przyjściu Pani Ordynator, której też okazała się nienajlepsza i usłyszała ode mnie kilka słów. Na koniec pielęgniarka "najgorsza z najgorszych" powiedziała mi,  że "stoimy po dwóch stronach barykady" więc jej skwitowałam, że jak dla niej praca w szpitalu to wojna to niech zmieni zawód, a Pani Ordynator, że jak jej się nie podoba moje zachowanie i opinia o tym co się dzieje w szpitalu, to niech napiszę skargę na mnie. I szczerze mówiąc po tej  "aferze" trochę poprawiło, nawet dzieci mogły korzystać z korytarza. Po 2 tygodniach Józek dostał grzybicy paznokci i teraz dalej ją leczymy. Leki zostały mu zmienione po konsultacji z dwójką lekarzy, gdyż te zalecone w szpitalu powodowały non stop grzybicę. Jedynym plusem szpitala było poznanie ciekawych Mam z ich kochanymi bąblami.

A jak wygląda służba zdrowia  w Singapurze, Malezji, Kambodży, Tajlandii czy w Izraelu??

 

Singapur


Pod koniec marca tego roku Józek nas się rozchorował więc pojechaliśmy do szpitala KK Women's and Children's Hospital.  Szpital nowoczesny, jak to w Singapurze. Najpierw wpłacasz około 130 zł a wejściu, kiedy masz już swój numerek idziesz do poczekalni. W poczekalni jest mnóstwo krzeseł , telewizor z bajkami i wyświetlacz z numerami pacjentów. Najpierw wywiad z pielęgniarka, pobranie krwi, następnie wróciliśmy do poczekalni, po chwili wywiad z lekarzem , który zalecił inhalacje i zdjęcie klatki piersiowej.  Najpierw inhalacje, potem "raz dwa" prześwietlenie klatki piersiowej, kiedy czekaliśmy na wynik zdjęcia klatki, kolejna tura inhalacji, następnie konsultacja z lekarzem i koniec. wszystko wiemy- lekarz na spokojnie wszystko tłumaczy, pokazuje zdjęcie klatki, wypisuje receptę. Apteka jest w szpitalu, idziesz z receptą i z numerkiem przypisanym od początku, tam robią leki  pod pacjenta (na poczekaniu) pod wiek i wagę. Kiedy odbieraliśmy leki farmaceutka wszystko tłumaczy ile i kiedy brać, podkreśla ważniejsze informację na etykiecie leku długopisem. Koszt leków:paracetamol ( czysta substancja paracetamol plus substancja smakowa- wystarczy dać mała łyżeczkę dziecku 3 letniemu o wadze 13 kg, aby gorączka spadła, w Polsce muszę dać 12 ml, aby zadziałało), antybiotyk z osłoną, dwa syropy zyrtec i nasz zdziwienie, kiedy płaciliśmy - 2,5 dolara singapurskiego- 8 zł.


W Malezji


Jak ktoś nas zna wie jaki Ziutek to łobuziak, zawsze coś wykombinuje, non stop gdzieś wlezie, rękę wsadzi itp. Akurat w stolicy Malezji, jechaliśmy z nim do szpitala, gdyż skacząc na mnie znienacka na plecy, ja go nie zdążyłam złapać i upadał na bok głowy na twardą powierzchnię. I od razu guz, krew z nosa więc my za taksówkę i do szpitala.  I tu zdziwienie szpital jak hotel, zero kolejki, wypełniasz szybko papiery i czekasz z 30 min na lekarza, między czasie pielęgniarka przyszła obmyć nosek Ziutka, temperatura, ciśnienie. Ogólna obserwacja zalecona, czy nie będzie wstrząs mózgu. Cena wizyty około 80  zł, w tym leki Paracetamol, maści na czoło  i tak jak w Singapurze leki robi się pod pacjenta na poczekaniu.

.

W Tajlandii




Bąble na spacerze w Tracie
Po powrocie z Kambodży Józczek uskarżał się na bol w buźce, zęby raczej nie, gdyż dbamy i przed wyjazdem miał zrobione wszystkie więc podjechaliśmy do szpitala w miejscowości Trat (mało turystów) i okazało się, że afty i znów zapłaciliśmy 40 zł  i kolejne miejsce, gdzie lekarstwa są robione na miejscu.






Izrael

W Izraelu byliśmy w 2010 roku i jak to nasz Ziutek uatrakcyjnił nam wyjazdy i dostał gorączki.:)
Nocowaliśmy wtedy u Sióstr Polskich w Startym Domu w Jerozolimie, które zaoferowały pomoc i sprowadziły polskiego lekarza, który akurat był na Pielgrzymce. Przebadał Ziutka i było w porządku z nim. Rano postanowiliśmy jednak upewnić się czy jest z nim wszystko dalej w porządku, zwłaszcza, że mieliśmy jechać do Jordanii, tak to byśmy zrezygnowali z planów i już :).  Wychodzę z założenia, że  lepiej wiedzieć, niż się domyślać. Podjechaliśmy do szpitala. Szpital super, w środku jeszcze lepiej, z mojej obserwacji wynika, iż duża część szpitala została zbudowana z datków od Żydów, gdyż są tabliczki z podziękowaniami. Czekaliśmy długo, personel okazał się bardzo miły, pobrali mu krew, zbadali, zmierzyli ciśnienie i okazało się, że Ziutek zdrowy. Najgorszym momentem w całym tym wydarzeniu był fakt na wejściu trzeba było zapłacić około 2 tyś zł za wizytę!!! -na szczęście ubezpieczyciel zwrócił wszystko.  Koszt był tak kolosalny, że aż nami wstrząsło. Na pewno była to jedna z droższych wizyt w szpitalu :)

Z całego zestawienia najlepiej leczyć się w Singapurze. Został on określony przez agencję Bloomberg w 2013 jako najbardziej efektywny system opieki. Jednak co trzeba podkreślić, NAJLEPIEJ TO WOGÓLE NIE CHOROWAĆ :)


Paulina- mama Zuzi i Józia

czwartek, 6 listopada 2014

PLACE ZABAW

Dziś trochę na luzie post o placach zabaw w różnych zakątkach świata. Często słyszę o marudzeniu mam na temat placu zabaw: "Piaskownica za mała, a brak drugiej huśtawki ", a cały czas przychodzą na ten jeden plac zabaw :). Ja mam sposób, że co jakiś czas chodzę z Bąblami w inne miejsce, a znajduję je jadąc gdzieś autem i je po prostu przypadkowo zauważam. We Wrocławiu mam kilka ulubionych miejsc:


1. Park koło Teatru Lalek- ale wyłącznie w dni powszednie do 17, bądź późny wieczór w weekend ze względu za zbyt duży tłum.

Wielki plus jest to jedyne miejsce czyste - czyli bez kup psich - gdzie można się położyć na trawie- luksus w mieście:)

Minus brak drzew w lecie czyni ten plac zabaw bezużytecznym



 

2.Plac zabaw w parku na Oporowie- może nie jest jakiś zachwycający, ale możliwość pobiegania i jazdy na rowerze jest atutem parku.




3. Park na Popowicach , jest rozległy i fajny plac zabaw- zwłaszcza w lecie jest kawałek cienia

 
 

4. Wyspa Słodowa - tylko w okresie wiosennym i jesiennym - brak cienia w lecie. Plac zabaw jest rozległy i super podzielony dla młodszych i starszych. Zmorą są kamienie rozsypane wszędzie, które włażą do butów non stop. Minusem są również śmieci wszechobecne, głównie butelki.





W okresie zimowym, kiedy jest nie przyjemnie raz w tygodniu chodzimy z Bąblami na sale zabaw, ale absolutnie w żadnym markecie ( na to mam uczulenie). Nasza ulubiona sala zabaw mieści się w centrum miasta, jest oddzielnym budynkiem. Jedyny minus sąsiaduje ze znanym fastfoodem :) ze zjeżdżalnią na zewnątrz.

 

A jak wyglądają place zabaw w innych krajach?

 

Na pierwszy plan moje ukochane Flipiny. Plac zabawe na wsypie Bantayan






Następnie plac zabaw w Kambodży w stolicy Phnom Penh zadziwiająco duży- zasponsorowany przez firmę ubezpieczeniowa - pierwszy raz widziałam tak wielki plac zabaw.








 

A tu również plac zabaw w Kambodży ale w miejscowości Sikhoouvile- już nie tak okazały jak w stolicy ale zabawa trwa :)

 

 



Plac zabaw w Malezji - wyspa Tioman. Liny pozawieszane na drzewach.



 


Plac zabaw Hong Kongu. Mieliśmy być okazję przez kilka dni przebywania na placu zabaw, który był tuż obok naszego hotelu. Plac zabaw jest położony w środku parku. Jest bardzo zadbany, co jakiś 30 minut przychodzi pani sprzątająca i przemywa plac zabaw środkiem do dezynfekcji- chyba jest to spowodowane strachem przed ptasią grypą.

Plac zabaw jest spory, bardzo przemyślany, gdyż drabiki i różne przejścia są tak skonstruowane, aby rodzic był w stanie chodzić za swoim dzieckiem- dotyczy głownie tych dzieczków co uczą się chodzić.











Plac zabaw Singapurze




Jak to w Singauprze wszystko starannie. Zaobserwowałam, iż pomiędzy blokami jest zawsze plac zabaw dla dzieci i ławki do siedzenia, wszystko jest zadbane, czyste i nie zniszczone.


Paulina- mama Józka i Zuzi



niedziela, 2 listopada 2014

DEPRESJA PRZED I PO PORODZIE PRZYCZYNY I OBJAWY

Dziś chciała bym poruszyć problem co powoduje depresje u kobiet w ciąży jak i po porodzie . Wszystko co piszę o depresji zebrałam podczas własnego badania i szukania informacji w różnych źródłach. Kobiety zapadają na depresję dwa razy częściej niż mężczyźni. Wiek rozrodczy stanowi kolejny aspekt przyczyn depresji. Do czynników zwiększających ryzyko wystąpienia depresji należą również ciąża, poronienie samoistne, aborcja, problem z zajściem w ciąże.


Objawy depresji przed porodem


W czasie ciąży źródłem stresu dla młodej mamy może być obawa jak narodziny dziecka wpłyną na jej życie zawodowe, rodzinne. Kobieta w ciąży odczuwa rozterki spowodowane świadomością, iż następuje dla niej nowy etap życia, który wymaga od niej rezygnacji z niektórych planów życiowych. Odczuwa lęk, iż jej nowe życie będzie ja ograniczało.
Jednym z objawów głównych występujący w depresji okołoporodowej jest obniżony nastrój. Kobieta jest płaczliwa, smutna, rozdrażniona jak i również cierpi braki energii, spowolnienie, szybsze męczenie się. Problemy dotyczą również cyklu spania- może wystąpić trudność w zasypianiu, rano negatywny nastrój, bądź nadmierna senność. Objawy dotykają też sfery łaknienia jest ono albo bardzo małe albo bardzo duże.
Kobiety również odczuwają problemy z koncentracją, pamięcią. Występuje również obniżona samoocena, poczucie winy, bezsensowność.
Charakterystyczne dla zachowań kobiet dotkniętych depresją okołoporodową, jest włączanie tematyki ciąży i dziecka w objawy. Lęki zwykle dotyczą przebiegu ciąży i stanu zdrowia dziecka. Występowanie depresji w ciąży niesie ze sobą dodatkowe niebezpieczeństwo, gdyż kobieta zapomina o wizytach kontrolnych u lekarza. Nie prowadzi zdrowego stylu życia.  
 

Objawy depresji po porodzie  

 
Depresja poporodowa rozpoczyna się zazwyczaj około sześć tygodni po opuszczeniu szpitala, ale może pojawić się także już podczas pobytu na oddziale lub kilka miesięcy, a nawet rok później. Matki są przygnębione, zniechęcone, mają poczucie utraty czasu, poczucie winy i nieudolności, pojawia się negacja seksu.

                                 




 Przyczyny depresji w okresie okołoporodowym

 
Do czynników zwiększających prawdopodobieństwo wystąpienia depresji w czasie ciąży należą; słabe kontakty społeczne, trudna sytuacja ekonomiczno-społeczna  jak i ciążą niezaplanowana. Również brak wsparcia psychicznego oraz zaangażowania się innej osoby w opiekę nad dziecka, aby młoda mama miała czas na odpoczynek wpływa na zwiększenie prawdopodobieństwa wystąpienia objawów depresyjnych. Kolejnym aspektem powodującym obniżenie nastroju kobiet po porodzie jest nowa sytuacja materialna. Ogólnie przyjąć można, iż przyjście dziecka na świat, jak i czas ciąży to źródło wydatków. Zmniejszenie dochodów, stres o starte pracy bądź niechęć powrotu do pracy powoduje o młodej mamy rozterki emocjonalne.

Jednym z głównych stresów występujących u kobiet po porodzie jest problem z karmieniem dziecka w sposób naturalny. Karmienie piersią według mass medii i ogólnej społecznej opinii jest  najlepszym sposobem dostarczania pokarmu nowo narodzonemu dziecku. Są matki, które chciałaby karmić piersią, odczuwają wewnętrzną potrzebę ale maja problemy z laktacją. Kiedy nie są w stanie karmić dziecka np. poprzez brak pokarmu mają poczucie „przegranej matki”. Obwiniają się za daną sytuację, uważają się za gorsze matki w porównaniu z kobietami karmiącymi naturalnie. O wy stan wynika między innymi z silnej presji społeczeństwa, gdzie powszechny jest nacisk na naturalne
karmienie.

W czasie połogu kobieta może również odczuwać problem z akceptacją swojego ciała w czasie ciąży jak i po porodzie. Według informacji zawartych w artykule, który ukazał się na stronach Gazety Wyborczej znaczna część kobiet jest sfrustrowanych swoim wyglądem po porodzie. Zachodząc w ciąży znaczna grupa kobiet nie bierze pod uwagę dostosowania się ciała do zmian fizjologicznych w czasie ciąży jak i po porodzie. Z wypowiedzi matek zamieszczonych w artykule można wywnioskować znaczne niezadowolenie ze swojego ciała, a wręcz obrzydzenie wobec siebie. Czują się one nieatrakcyjne jako kobiety, wiąże się to bezpośrednio z pogorszeniem relacji z partnerem. Jedna z autorek listu o pseudonimie „Anna” napisała „ Najtrudniej było mi ukryć się przed mężem; czułam wstyd, że tak wyglądam”. Kolejna kobieta napisała „Beata D.”, iż bardzo istotne jest posiadanie wsparcia zwłaszcza w partnerze, który zaakceptuje nowe ciało i zmotywuje kobietę do tego samego. Według pozostałych kobiet, które nie otrzymały wsparcia psychicznego było o wiele ciężej pogodzić się z utartą figury.

Prawdopodobieństwo wystąpienia depresji jest wyższe, gdy występują powikłania okołoporodowe, kobiecie brakuje wsparcia otoczenia. Zazwyczaj problemy piętrzą się, gdy rodzice są młodociani, a ciąża nie była planowana lub, co gorsza, matka będzie samotnie wychowywać dziecko. 

 

A co jeszcze może wystąpić oprócz depresji po porodzie:

U niektórych młodych matek występuje smutek poporodowy. Kolokwialnie nazwany „baby blues”. Jest on niezwykle powszechny – dotyczy 50-80% kobiet po porodzie. Ma on podłożę fizjologicznych reakcji kobiety na poród i ma krótkotrwały charakter samoistnie ustępujący. Rozwija się w ciągu kilku dni po porodzie. Jego najwyższy poziom przypada na 4-5 dni dzień po porodzie Jego ustąpienie przypada od 2 tygodniu do miesiąca czasu po porodzie. Do najczęstszych objawów należy; drażliwość, nadmierna wrażliwość na bodźce, uczucie wyczerpania, trudności z koncentracją uwagi, częste bóle głowy, zaburzenia snu, spadek apetytu, niekiedy uczucie wrogości wobec męża. Zaburzenie to nie wymaga leczenia.

Kolejną jednostką chorobą, która dotyka 0,1% kobiet jest psychoza poporodowa. Rozwija się ona w okresie od kilku dni do kilku miesięcy po porodzie. Nieleczona psychoza trwa około pół roku, zaś jeśli zostaną zastosowane odpowiednie leczenie jej czas skraca się do 3 miesięcy. Do czynników wywołujących tą jednostkę chorobową można zaliczyć wcześniejsze poronienia.

U kilkunastu procent kobiet występuję hipomania poporodowa. Charakteryzuję się ona wzmożonym stanem euforii w związku z narodzinami dziecka .Do jej objawów należy: wyraziste wzmożenie nastroju, trudności w koncentracji.  Może występować przy początkach depresji poporodowej, ale też może stanowić krótkotrwały i samo ustępujący epizod w życiu kobiety.

Czasami przyczyn należy szukać w zaburzeniach hormonalnych (tarczyca) jak i niedobór witamin oraz istnieje również związek kobiet mających duże napięcia miesiączkowe, a ryzykiem depresji.
       
Jest bardzo interesujący film niemieckiej produkcji
"Obcy we mnie". Pokazuje on jak wygląda cierpienie kobiety w depresji po porodzie, zachęcam do oglądnięcia. :)

  

Jeśli jesteś w ciąży lub jesteś świeżą mamusią, która ma z czymś problem, czegoś się obawia lub po prostu chciał by porozmawiać lub wypełnić test na ryzyko depresji zapraszam na darmowe psychologiczne konsultacje on-line na adres szczesliwemacierzynstwopg@gmail.com

 Serdecznie zapraszam, na każdy email odpowiem!

 
Paulina-mama Józia i Zuzi