czwartek, 21 września 2017

HISTORIA TOREBKI I MĘŻCZYZNY...

Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż post nie ma służyć naśmiewaniu się tylko m formę refleksji. Ostatnimi czasy na ulicach zalewa mnie widok mężczyzn z torebkami- nie torbami na komputery itp. tylko małymi listonoszkami. Jakoś ten widok jest tak zabawny -dla mnie!!!… Idzie wielki meżczyzna-biceps większy niż moja głowa ;) i przez ramie wisi maleńka torebusia. Dyskutując z mężem na temat owej sytuacji, który uargumentował, iż torebeczka jest potrzebna do dokumentów, telefonu itp. Może to i prawda, ale mężczyźni kiedyś nosili i dowód osobisty, broń, dzide ale nie nosili takich małych torebeczek. Cała Polska śmiała się jak były na topie Teletubisie …. i ten jeden biedny z torebeczką ;)

Jakoś ten "model męski" jest dla mnie lekko karykaturalny. Tu mężczyźni broniący się, aby nie być uznawani za nie-męskich, a tu mają mniejsze torebki niż ich partnerki. I od myślenia o tej torebce, zaczełam się zastanawiać nad tym, jak zmienił się model mężczyzny.

Mając ukochanego Józka, zastanawiam się jakie zachowania u niego aprobować, a za jakie karać. Ma być męski ( w końcu to facet ;) ), ale nie cham. Ma umieć zarabiać kasę, ale ma spędzać czas z rodziną. Ma być męski i waleczny o swoją kobietę, ale jak da "fange w nos" to stanie się agresywny. Jak zaś zostanie sam pobity to jest nazwany "miękką ci***", no przechlapane. Miliony lat mężczyźni mieli być odważni, przynosić jedzenie i nauczyć syna dbania o rodzinę. Teraz mają być odważni, zaradni, uczuciowi, romantyczni, empatyczni, zajmujący się dziećmi,  znać się na modzie, rywalizować z kobietami w kuchni....i zapewne, każdy z was by coś dopisał do owej listy "Cech współczesnego mężczyzny". Podkreślę od razu, iż oczywiście jeśli mężczyzna jest zadowolony z owej zmiany to jest w pozycji naprawdę luksusowej, jeśli potrafi się odnaleźć, ale co z tymi pozostałymi- wychowanymi na "dawnych ramach męskości"?

Torbeczka na ramię była tylko inspiracją moich myśli nad wychowaniem chłopców. W jednej z pozycji ostatnio czytanych przez mnie, wpadłam na fragment przemyśleń autora, który porusza kwestie, iż w szkołach/przedszkolach wymaga się od chłopców, żeby zachowywali się jak dziewczynki, gdyż te z kolei zazwyczaj są lepiej społecznie dostosowane do regulaminów, lubią bawić się przy stoliku, rysować, nie bić .....czyli są po prostu mówiąc tym okropnym żargonem edukacyjnym "GRZECZNE"- istna "Seksmisja". Oczywiście jest to dużej mierze wina rodziców, gdyż jak dziecko wróci do domu z sikaniem- już afera ... już nauczyciel musi się tłumaczyć. I podkreślę od razu, iż nie jestem za tym, aby dzieci w szkole się katowały, ale przecież szturchnięcia, mały bijatyki zawsze były w świecie chłopców. W tamtym roku Józio dostał wpis w szkole w Zeszycie Kontaktowym, iż "wszedł w konflikt z kolegą, w wyniku, którego doznał urazu wargi"... Brzmiało jak by ktoś mu dał pożądną fange w nos. Patrzę się na Józia, ale warga cała, pytam się go "Czy coś się stało"...on mówi, że "Nie". Z czystej ciekawości poszłam do świetlicy zapytać się "Ale o co chodzi:)"- Józek drażnił starszego i dostał lekko uderzony klockiem w gębuche. Ciekaw jaką uwagę dostał ten chłopiec, który był sprawcą uderzenia ;)-notatka jak na policji, poprawna politycznie. Powiem szczerze, iż zabrzmi to dla niektórych z was dziwnie, ale ja się cieszę, iż Józeczek dostał- nauczył się, iż ma nie dokuczać innym. I wiem wiem , przemoc rodzi przemoc...ale zapytajcie się swoich ojców, wujków z wcześniejszego pokolenia, czy oni biegali po podwórku i  nie szarpali się?
Tylko jest jedna radykalna różnica, kiedyś dzieci biegały razem, rodzice żyli w większej zgodzie  i społecznie było przyjęte, iż jedna matka może zwrócić wszystkim podwórkowym dzieciom uwagę i był szacunek. Chłopcy nawet jak się pobili i rozerwali koszulki, to cicho wchodzili do domu, by by mieli karę. Dzieciaki trzymały sztamę i między sobą rozwiązywali konflikty. Doskonale pamiętam jak straszyło się starszym bratem/siostrą, lub kuzynem.  Nawet wczoraj mój brat mi przypomniał, jak ktoś mu dokuczał i dostał ode mnie nauczukę. Teraz rodzice "orbitują między tymi dzieciakami. Dzieciaki niby mogą wszystko - są rozpieszczani, a z drugiej strony nic nie mogą, każdy ich krok , awantura jest kontrolowane, potem jest efekt taki, że dzieciak nie potrafi nic sam załatwić i czeka, aż rodzic zrobi. Efekt końcowy jest taki, iż jest nastolatek, który wisi nad rodzicami, bo nic nie umie sam, rodzice mają go dosyć...ale wstyd, się przyznać, gdyż sami tak wychowali. Kiedy stuknie mu 18-lat, mówią "Jesteś dorosły, radź se sam!"....ale on nie umie. Jeszcze jeśli  to chłopak...to jeszcze gorzej..."Facet musi sobie radzić!". Dziwne to wszystko, jak by część społeczeństwa zapomniała, o tym jak zachowują się ludzie, jak powinno się wychować dziecko, żeby jemu było łatwiej i NAM. Pamiętajmy, że wychowujemy dzieci też dla siebie, one mają nam pomagać, kiedy będziemy mieć sami problemy- rodzina to nie schemat ja pomagam ciągle dzieciom. To ma działać w dwie strony. Wychowujmy tak, aby szanować różnice płciowe. Kwestia sporna...pistolety dla chłopców- wskazane czy nie... I teraz tak o przemyślenie (Józek ma łuki, pistolety, miecze ...itp.) czym się różni miecz świetlny "Star Wars", od pistoletu? To i to broń...na pewno różni się ceną :P....Ale przyzwolenie na miecze świetlne jest...no bo przecież w filmie "Gwiezdne Wojny"- nikt nie walczył, za to pistolet-ooo. to jest broń, uczy agresji. Czy chłopcy, którzy 20 lat emu mieli broń zabawkowo, wyszli na ulice i wszystkich pozabijali? Nie dajmy się zwariować...mój Boże ja czami, myślę, iż świat jest śmieszny. Nie zapominajmy, iż wszystko idzie na przód w szalonym tempie, my to widzimy, domyślamy się perspektyw życiowych, ale w nas i w naszych dzieciach są dalej pozostałości naszych przodków-instynkt przetrwania- walki itp. Dajmy dzieciakom się pobawić w walki- jeśli jest to  na niby...nic się nie stanie, nie wyrosną na morderców...Rozmawiajmy jednocześnie o skutkach broni w życiu ludzi, uczulajmy ale nie dajmy się zwariować. Ja osobiście uwielbiam te pistolety z miękkimi strzałkami- sama się tym bawię razem z nimi. A ci dorośli co chodzą na Pain Balls, to też coś z nimi nie tak??? ;)

Jeszcze jedna taka myśl...Zojka sie przebudza... Rodzice mają teraz wmawianę, iż za mało z dziećmi spędzają czasu, narzuca się nam, iż prawdziwa rodzina to taka siaka i owaka...a weźcie nie przejmujcie się. W latach 70-80-tych rodzice spędzali z nami o 30% mniej czasu, niż teraz. I może to i lepiej dzieci były z dziećmi i wszystko się kręciło. Nie patrz się ciągle co twój syn robi, naucz go samodzielności...ty Polska Matko :P oducz się ciągłego usługiwania, daj możliwość nauki na błędach...za niedługo twój kochany synuś będzie miał 20 lat i dalej wołał : "Mamo, kiedy śniadanie?", zamiast samemu zrobić. Ale jak ma zrobić, jak on nie wiem gdzie nóż, i jak się smaruje chleb?


Paulina- mama Zojki, Zuzi i Józia