wtorek, 25 października 2016

SZCZĘŚLIWE MACIERZYŃSTWO , CZY NA PEWNO?

Długo, oj długo nie pisałam. Owa przerwa wynikła z dwóch powodów, przeprowadzki i ciąży. Przeprowadzka to  zmniejszona dostępność do Internetu, zaś ciąża - ogólny stan rozbicia. Niestety owa ciąża jest zupełnie inna niż pozostałe dwie, co powoduje we mnie lekkie zachwiania nastroju. Oczywiście nie mam depresji ;), tak powszechnej w jesienne dni. Chciałam od razu zahaczyć tematu "depresji jesiennej"...przereklamowanej...matko, kto z was widział osobę w depresji??Polecam film "Plac zbawiciela"- tam jest realny obraz kobiety chorej na depresję. Depresja to choroba i koniec. Czy tyle Polaków jest chorych psychicznie? O matko, to trzeba uciekać. Wy macie lekkie wahania nastroju, tylko się sami nakręcacie. Nie lubię tego sformułowania...mam deprechę...weź się w garść, weź sobie witaminę D, nawet jak by miała wywołać efekt placebo i żyj, a nie skupiaj się czy pada deszcz i czy masz dziś mieć "depresję".  Pomyślmy, czy zawsze trzeba być w dobrym nastroju. chyba to było by odstępstwo od normy, trzeba mieć zachowaną homeostazę psychiczną- równowagę, potrzeba tych gorszych jak i lepszych dni i tych "normalnych".
Wracając do osobistych przeżyć, ja mam dziś dobry dzień- chociaż wstałam rano po słabo przespanej nocy,  spóźniłam się z bąblami do szkoły i pada deszcz....- bo ja sobie co dzień zadaje pytanie, kiedy jest mi gorzej- "Czy ja mam naprawdę powód, żeby narzekać?. Nie mam, ale jak chcę to sobie owy powód zrobię, z bzdury zacznę się tak nakręcać, aby móc powiedzieć, iż mam dziś zły dzień, co spowoduję, iż będę oczekiwała zrozumienia od innych i nic nie robienia, bo mam gorszy dzień...błędne koło...Nie chce wpadać w takie koło, chcę się cieszyć mordkami swoich dzieci, obecnością męża i tym co mnie czeka. To co mnie czeka, zależy ode mnie w większej mierze. Wczoraj byłam lekko poirytowana, ale wiem dlaczego, bo odkąd jestem w ciąży, nie robię nic konkretnego dla siebie- chyba się nudzę. Nie wynika to, z tego, iż mi się nie chcę, tylko ze złego samopoczucia fizycznego w ciąży. Plus poczucie obowiązku, iż nie mogę być taka "dupowata" dla dzieci i męża powoduje we mnie jeszcze większe rozterki.
Jestem już w zaawansowanej ciąży, początki przypadły na wakacje...Koszmar - 3 miesiące, tylko leżenie nie powodowało chęci wymiotów, kręcenie się w głowie, ból głowy - migreny plus upały i obowiązek -przyjemność zajęcia się bąblami. Nagle mama-aktywna zaniemogła i stała się stękająca. Wszędzie chodziłam z workiem, w razie potrzeby. Najchętniej bym leżała, leżała i nic nie robiła- to chyba zaczynająca się "depresja"...Z wyczekiwaniem czekałam na magiczne zakończenie I trymestru i wielki przypływ energii w II trymestrze. Jednak owy ENERGY POWER nie przyszedł do dnia dzisiejszego. Oprócz bólu głowy, doszedł problem z ciśnieniem i drętwiejącymi rękami, zgaga...jak to moja babcia powiedziała...już nie jesteś młoda...to fakt :). Dalej tylko leżenie powoduje spokój w moim organizmie. Oczywiście nie leże, robię co mam robić, bo inaczej bym zwariowała...Bąble rozumieją, iż mogę się źle czuć, ale zapominają o tym, więc wymagają ode mnie mega zaangażowania, a ja też nie chce obniżać wymagań wobec ich więc wszyscy mamy szkolę życia przez ciąże...mąż zachowuje idealny spokój w tym wszystkim...Nie mamy pomocy w nikim przy codziennej krzątaninie i czasami jest naprawdę ciężko, ale to tak mi się wydaje cementuje nasz związek... i naszą rodzinę. I powiem wam, iż kocham swoje życie...bo mam wokól siebie osoby, które mnie kochają. Nie szukam dziur w całym, staram się nie użalać nad sobą, tylko cieszyć się, że będzie kolejne serce do kochania i mnie kochające. Oczywiście będzie różnie, będą gorsze dni, trzeba będzie podzielić swój czas na trójkę bąbli. Już teraz rozmawiam ze starszymi, jak to może być różnie. Zuzia zoobligowałą się,iż mała będzie spać u niej.Zgodziłam się...zobaczymy. Józek mówi, iż będzie jeździł wózkiem. Pomoc będzie jak nic...I to mi daje siłę, aby nie leżeć i nie wyć jak się czuje, tylko myślę, rozmyślam, wyobrażam sobie jak będzie cudnie i skupiać się na tym jak jest fajnie. Mam wszystko co mi trzeba, przyjaciela w mężu, przyjaciół-czasami hedonistycznych- w dzieciach, spokój wynikający z doświadczenia macierzyństwa, życia, wiem "co z  czym się je", nie przejmuje się bzdurami, umiem już życ wyłącznie dla rodziny i siebie, umiem spędzać czas sama. Jedynie co mnie martwi, to zmieniające się ciało w ciąży i brak możliwości ćwiczeń fizycznych, czuje się mało atrakcyjna, ale myślę, iż za jakiś czas będę mogła biegać i to mnie cieszy, już teraz. Zaakceptowałam, iż czuje się źle we własnym ciele, ale przesunęłam pracę nad nim za jakiś czas. Nie ma co się spinać..jak nie można rozwiązać problemu dziś...Chcę czuć się szczęśliwa, cholernie szczęśliwa... tylko to coś da innym, zaś jęczenie jest nikomu nie potrzebne...zostawię sobie "ową przyjemność" na naprawdę poważne troski w moim życiu. Właśnie leżę i przeglądam zdjęcia rodzinne i tak się cieszę na dziś wieczór - spędzę czas ze swoją rodzinną.

Moje macierzyństwo jest szczęśliwe i będzie i nie dlatego, iż tak mi się układa, ale dlatego, iż ja sama je układam. Tak jak w bajce "W głowie się nie mieści", każdy z nas potrzebuje tych lepszych dni i gorszych, aby być szczęśliwym człowiekiem. Problemy potrafią nam pomóc w dłuższej perspektywie. Mówię o problemach, a nie wydumanych bzdurach. Wydaje mi się, iż jak mamy prawdziwy problem, to myślimy o dobrej intencji działania, zaś skupianie się na bzdurach, powoduje wyłącznie w nas negatywne emocje. Skupiajmy się na dobrych aspektach życia, nie rozdrabniajmy się nad pierdołami. Zobacz jaki pięknie pada deszcz :)



Paulina- mama Zuzi i Józka

https://www.youtube.com/watch?v=FfFN1GCWSko


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz