środa, 22 października 2014

WYCHOWANIE PO CHIŃSKU

Moje zainteresowanie chińskim wychowaniem wynika, z obserwacji chińskich dzieci w czasie naszych podróży. Często łapałam się na tym, iż porównując własne dzieci do tych wychowanych w nurcie chińskiej tradycji odczuwałam poczucie wstydu.  Pamiętam jedną sytuację, kiedy byliśmy w Wietnamie w Ho Chi Minh w lokalnej restauracji i kiedy ja próbowałam uspokoić wtedy 1,5 rocznego Ziutka, aby samej coś zjeść obok nas siedziała chińska rodzinka z dwóją bąbli w podobnym wieku co nasze. Dzieci siedziały na stołkach dla dorosłych ( a nie w krzesełkach dziecięcych ) , bez oparcia i po cichu zajadały ryż pałeczkami przez 20 minut. :) Wtedy sobie pomyślałam, ja też bym chciała zaznać takiego spokoju jak owi rodzice:). Z ostatniej podróży do Hong Kongu potwierdziłam swoje spostrzeżenia z lat wcześniejszych. Obserwując dzieci w tamtejszym muzeum nauki - przedszkolaki po cichu z zaciekawianiem słuchały swojej nauczycielki, bez biegania , cudnie ubrane w jednakowe dresiki . Z takimi dziećmi to sama przyjemność wyjść :). Odchodząc od tematu wychowania, muzeum cechuję się bardzo wysokim poziomem w stosunku do ceny. Józkowi i Zuzi bardzo się podobało, spędziliśmy tam cały dzień.



W celu zdobycia informacji jak wychować po chińsku trafiłam na książkę "Bojowa pieśń tygrysicy" autorki Amy Chua.  Według pisarki "chińska matka" to nie ta, co ma chińskie pochodzenie lecz matka, która wybiera wychowanie w owej tradycji. Na pierwszych stronach książki Amy Chua wymienia zasady, które stosowała wobec własnych córek. Najważniejsza jest nauka-dziecko ma mieć same oceny celujące, brać udział w konkursach i oczywiście je wygrać. Tym co zwróciło moją uwagę to jedną z zasad było poparcie autorytetu nauczyciela w ramach konfrontacji uczeń-nauczyciel- rodzic stoi po stronie nauczyciela oraz brak rozrywek w postaci oglądania telewizji jak i nocowania u koleżanek. Z książki można wywnioskować, iż rodzice wychowujący w tym nurcie wierzą w swoje dzieci, w ich możliwości, nie zachwycają się małymi osiągnieciami, gdyż są przekonani o większych możliwościach swoich dzieci. Matki są bardzo zaangażowane w życie swoich dzieci, uczestniczą w nim aktywnie, przeżywają razem z nimi. Wymagają od dzieci, bo uważają, że to im da lepsze życie, że będą pewniejsze siebie, będą obracały się wśród ciekawych ludzi. Jest jedno stwierdzenie (wypowiedziane przez autorkę), które powtarzam ludziom w czasie rozmów o dzieciach "jeśli inwestować to albo w nieruchomości  albo w dzieci". Kolejny cytat "zrobię wszystko, aby temu zapobiec: nie wychowam miękkiego, rozpuszczonego malkontenta. I oczywiście konsekwencja jeszcze raz i również własna postawa ma nauczyć dziecko hardości i dążenia do celu. Bardzo lubię wracać do tej książki, dostaję wtedy siły, aby ujarzmić swoje bąble.

A jak w Singapurze wygląda wychowania dziecka, w najbogatszym państwie świata?
Dzięki podróżą w dalsze zakątki Azji zawsze wylądowywaliśmy w Singapurze, skąd lecieliśmy dalej.  Jest on magiczny, niespotykany, nie zwykle uporządkowany, czysty :)- oczywiście z perspektywy turysty. Nie będę się rozpisywała jak wygląda wychowanie w Singapurze, gdyż większość dzieci było w szkole kiedy my zwiedzaliśmy miasto. Tym, co mnie zaciekawiło to stosowana inżynieria społeczna. Jej przykładem jest klasyfikacji dzieci do klas w oparciu o wynik testu. Dzieci są podzielone na 3 kategorie: niski, średni, wysoki potencjał. Ma to służyć bardziej indywidualnemu podejściu do dzieci. I tak rozmyślając o tym systemie, pomyślałam jak by zareagowali by polscy rodzice na taką organizację szkoły???

W następnym poście napiszę parę słów o dzieciach z Filipin i o ich niezwykle pokojowym usposobieniu.

Paulina- mama Zuzi i Józia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz